wtorek, 20 października 2015

Morderstwo i kanibalizm na dobranoc


Wieczór spędzony z książką. Ciepłe światło lampki nocnej chroni przed niebezpieczeństwami czyhającymi w ciemności. Spokojny głos czyta cicho kolejną niesamowitą historię. Są piękne księżniczki, odważni rycerze, czarne charaktery i mówiące zwierzęta. Magiczny świat, który najpierw daje się poznać poprzez głos bliskiej osoby, a z czasem budowany jest stopniowo z samodzielnie posklejanych zdań. Wspomnienia, które pozostaną w pamięci. Każda opowieść jest wyjątkowa, ale zawsze jakaś historia jest tą ukochaną, tą do której się wraca, którą chciałoby się powtarzać bez końca. Sielanka, prawda? Rzeczywistość nie jest jednak tak przyjemna, jak zapamiętaliśmy to z dzieciństwa.


Moją ulubioną bajką była (i wciąż jest) historia o Sinobrodym. Być może dlatego, że starsza siostra czytała mi ją najczęściej, choć miała do wyboru kilkadziesiąt innych opowiadań. Nawet nie wiem, kiedy to się zaczęło. Mam wrażenie, że Sinobrodego znam od zawsze. Na początku siostra nie pozwalała mi oglądać obrazków w książce, co naturalnie tylko potęgowało moją ciekawość. Historia, choć brutalna i przerażająca, wzbudzała moje ogromne zainteresowanie i do dziś pamiętam tę fascynację rysunkiem z zamordowanymi żonami głównego bohatera. Najpierw szybko przerzucałam stronę, żeby z czasem przyglądać się coraz dłużej i dokładniej. I to napięcie: czy braciom uda się dotrzeć na czas do zamku i ocalić Annę przed gniewem męża?






Nie żyli długo i szczęśliwie


Właściwie to żyli albo krótko i nieszczęśliwie, albo wcale. Sinobrody na przykład mordował swoje nieposłuszne żony i w podziemiach posiadłości stworzył galerię ich ciał. Kolejna ciekawska wybranka zajrzała do tajemnej komnaty i, odkrywszy sekret męża, nie potrafiła wywabić krwi z klucza, co dowodziło jej zakazanym wycieczkom po zakamarkach pałacu. Historia kończy się dobrze, ale pozostawia po sobie niepokój.

Historycy i badacze kultury od lat zajmują się analizą i poszukiwaniem pierwotnych wersji ludowych bajek i baśni. Utwory te początkowo nie były przeznaczone dla dzieci, a przynajmniej nie tylko dla nich. Historie opowiadane ustnie miały przede wszystkim uczyć, przekazywać uniwersalne wartości, stąd bardzo ważną rolę odgrywał morał. A ponieważ jakoś tak łatwiej zapamiętać rzeczy szokujące, często stosowano drastyczne przykłady ilustrujące konkretny problem. Dopiero z biegiem lat bajki i baśnie „ugrzeczniono”, osadzono w przyjemniejszej scenerii, dodano szczęśliwe zakończenia i ozdobiono pięknymi rysunkami. Choć są zapomniane opowieści, których po prostu nie dało się w żaden sposób złagodzić.

Jaś i Małgosia Arthur Rackham


Bracia Grimm Jak dzieci bawiły się w rzeź


Jest to stara baśń, której dziś nie znajdziemy w żadnej książce dla dzieci. I nic dziwnego. Historia jest prosta – dwóch braci bawiło się w rzeźników. Jeden z nich za bardzo wczuł się w rolę i poderżnął drugiemu gardło. Słysząc krzyki, matka chłopców przybiegła na miejsce morderstwa i zrozpaczona wbiła sztylet w serce małego zabójcy. Na domiar złego, w tym samym czasie utopiło się trzecie dziecko, pozostawione bez opieki podczas kąpieli. W obliczu rodzinnej tragedii matka popełniła samobójstwo, a po powrocie do domu mąż i ojciec umarł z rozpaczy.

W 2014 roku germanista, profesor Jack Zipes przetłumaczył i opracował pierwsze wersje 156 opowieści braci Grimm. Są to historie dużo brutalniejsze, niż te znane ze współczesnych książek dla dzieci. Autorzy spisywali bajki w ich pierwotnych wersjach, a późnej dokonywali coraz poważniejszych korekt. Miało to związek między innymi z cenzurą polityczną (bracia tworzyli w czasach wojen niemiecko-francuskich) i od pierwszego wydania w 1812 r., każde kolejne było łagodniejsze i dostosowane do obowiązujących standardów.


Zbiór baśni z opracowaniem autorstwa prof. J. Zipesa


Dzięki pracy prof. Zipesa możemy powrócić do nieocenzurowanych wersji baśni, w których kanibalizm jest na porządku dziennym, a dzieciobójstwo jest sposobem na radzenie sobie z niechcianymi członkami rodziny. Na przykład w opowieściach o Królewnie Śnieżce oraz Jasiu i Małgosi nie ma mowy o żadnej macosze. W obu przypadkach to biologiczna matka skazuje dzieci na śmierć, a dodatkowo u Śnieżki przyniesione przez myśliwego płuca i serce dziewczyny miały zostać zjedzone przez zleceniodawczynię zabójstwa. Matka Śnieżki ostatecznie także nie żyje długo i szczęśliwie, ponieważ za karę musi tańczyć na rozżarzonych węglach aż do utraty tchu.

Gwałty, oszustwa i kazirodztwo


Nie tylko bracia Grimm zajmowali się ludowymi opowieściami. Podobne historie krążyły po całej Europie, gromadzone przez różnych autorów. Niewiele lepiej jest u Śpiącej Królewny, której pierwowzór spisał w 1687 r. Charles Perrault. W oryginale nie ma mowy o pocałunku, który budzi piękną dziewczynę ze snu. W pierwotnej wersji żonaty książę gwałci Królewnę, która, nie budząc się ani na moment, rodzi mu kilkoro dzieci. Dziewczyna odzyskuje świadomość, kiedy niemowlęta gryzą ją z głodu w piersi. To jednak nie koniec problemów. Teściowa księcia czyha na nieślubne dzieci niewiernego zięcia. A ponieważ gustuje w ludzkim mięsie, zależy jej przede wszystkim na przyrządzeniu posiłku z potomstwa Śpiącej Królewny.

Chyba wszyscy znają zakończenie bajki o Czerwonym Kapturku. Dzielny leśniczy ratuje z opresji babcię i wnuczkę, wszystko dobrze się kończy (no może tylko wilk z rozprutym brzuchem wydaje się być niezadowolony). Oryginalna wersja opowieści kończy się jednak trochę inaczej. Wilk zabija babcię, ale jej nie zjada. Z myślą o Czerwonym Kapturku przygotowuje napój z krwi staruszki i potrawę z jej ciała. Potem przebiera się w strój babci i częstuje nieświadomą wnuczkę owym przysmakiem. Ostatecznie ujawnia swą tożsamość i sam posila się, zjadając nieszczęsną dziewczynkę. Leśniczy nie przychodzi, nikt nie zostaje uratowany i tylko wilk żyje długo i szczęśliwie.

Czerwony Kapturek Gustave Dore (1832-1883)


Kolejny klasyk to historia Kopciuszka. W jednej ze starszych wersji dziewczyna zostaje służącą po ucieczce od ojca, który chciał ją poślubić. Ale to nie jedyna zmiana. Sama pamiętam, jak w jednej z książek czytałam o złych siostrach, które obcinały sobie palce i pięty, żeby tylko zmieścić stopę w pantofelek. Pod koniec sceny elegancki bucik ociekał krwią. Tym razem zabrakło jednak stosownej ilustracji, jak w przypadku Sinobrodego.

Kopciuszek Alice Bowley


Nie jest trudno wyobrazić sobie przerażenie słuchaczy takich opowieści. Czy przestrogi i morały w nich zawarte rzeczywiście działały? Czy może tylko wywoływały strach wśród niegrzecznych dzieci? Tego możemy się tylko domyślać. Ale w czasach, kiedy nie było możliwości sprawdzenia w internecie faktów dotyczących konkretnej historii, jedyne wyjście to zaufanie opowiadającemu. Podobno w każdej plotce jest ziarno prawdy. Kto wie, czy ziarna prawdy nie ma także w tych opowieściach, gdzie przerażająca fantazja miesza się z brutalną rzeczywistością.
Te i inne niepokojące historie można znaleźć w książce Wielka masakra kotów i inne epizody francuskiej historii kultury autorstwa Roberta Darntona. Znakomita lektura na długie jesienne wieczory. A potem? No cóż, jak to po bajce, słodkich snów…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz